REMONT TRAGICZNEGO MIESZKANIA NRD

05:49


Kochani, jak wiecie w ubiegłym roku podjęliśmy decyzję o budowie naszego pierwszego domu. Postawiliśmy się przed tym przedsięwzięciem dużo wcześniej niż zamierzaliśmy. Po naszym ślubie w maju 2012 roku zakładaliśmy remont naszego mieszkania (nie chcielibyście mnie poznać w trakcie remontu:P ), pomieszkanie w nim minimum 5 lat, a dopiero później chcieliśmy powoli zacząć rozglądać się za działką. Jednak już po 3 latach uzmysłowiliśmy sobie, ze nie ma na co czekać i możemy pozwolić sobie na taki krok. Uwielbiałam nasze mieszkanie, kochałam je całym sercem, a chyba jeszcze bardziej przywiązany był do niego mój mąż, który w mieszkaniu tym spędził całe swoje dzieciństwo. Remont mieszkania typu NRD, w którym każda kolejna ściana była jeszcze bardziej krzywa od swojej poprzedniczki, był nie lada wyzwaniem - daliśmy radę. Mieszkanie wołało o pomstę do nieba, a ostatni remont był wykonany 20 może 15 lat wcześniej, gdyż najzwyczajniej w świecie nie było potrzeby aby cokolwiek w nim robić. Moi teściowie zamieszkali w pięknym domu w górach, a lokal już tylko czekał na nas i na koniec naszej edukacji. Mieszkanie sprzedaliśmy kilka miesięcy temu (za bezcen...) gdy tylko pojawił się kupiec, w dobie kryzysu na rynku nieruchomości w naszym rejonie, jednak chciałabym aby pozostał jakiś po nim jakiś ślad. Spędziliśmy w nim wspaniałe chwile i każdego dnia wspominamy je z utęsknieniem zadając sobie pytanie czy oby dobrze zrobiliśmy?! Żałuję, że nie mam zdjęć przed, wtedy bylibyście bardzo dumni z mojej pracy, ale za to pochwalę się efektem po :)

Największą moją zmorą (zmorą dziołchy ze wsi, co się w domu chowała) była maciupka  kuchnia, konieczność połączenia jej z salonem, i o zgrozo! wpakowanie tam jeszcze miejsca by móc zjeść jak człowiek. Dodatkowym utrudnieniem był mój brak wyobraźni przestrzennej, ale dzięki pomocy mojego W. wszystko jakoś ogarnęliśmy.




Zamiast tradycyjnej jadalni powstała wyspa z hokerami, dzięki temu zyskałam miejsce by "wyprowadzić" kuchnię na część dzienną i zyskać tym samym trochę więcej blatu roboczego. Nie miałam pomysłu na przestrzeń między szafkami kuchennymi, więc mój W. stanął na wysokości zadania i zaprojektował wzór na szkło. Sama idea bardzo się sprawdziła. Wzór maskował wszystkie zachlapania i ubrudzenia, a szkło było bardzo przyjemne w myciu.





Kolejną przeszkodą dla osoby, która nigdy w bloku nie mieszkała był junkers w łazience. W pierwszej kolejności kombinowałam jak go zabudować, jednak okazało się, że zgodnie z przepisami nie jest to takie proste, dlatego na łazienkę nie miałam kompletnie pomysłu i jedyne co wymyliśmy to:



Mieszkając tam, cały czas ubolewałam nad małą szafą w sypialni i braku jakiejkolwiek możliwości na większą. Z drugiego pokoju chcieliśmy zrobić garderobę, jednak stwierdziliśmy, że poprzenosimy tam stare meble, bo przecież i tak ten pokój zostaje dla naszego przyszłego maleństwa, więc nie wydajemy dodatkowo pieniędzy. Tak też przetransportowaliśmy ogromną szafę z przedpokoju (zyskując tym samym trochę więcej przestrzeni po zabudowaniu w holu jedynie szafy na buty - tak to ta duża z lustrem i tak, nie pomieściłam się mimo to :P), starą kanapę i biurko. 







Remont trwał blisko 2 miesiące i może nie kosztował nas dużo pieniędzy, bo staraliśmy się wszystko robić "po kosztach" i własnymi siłami wiedząc, że to tylko etap przejściowy, to kosztował nas wiele nerwów i zepsutej krwi, zwłaszcza, że "fachowcy", którzy się tego podjęli byli typowymi partaczami. Tak też każdego dnia bawiliśmy się z nimi w tą samą zabawę. Oni układają płytki, a my po powrocie z pracy je ściągamy, tak by kolejnego dnia mogli ułożyć je od nowa - może tym razem poprawnie i prosto.... Jednak czas ten przeżyliśmy, co nas nie zabiło, jedynie nas wzmocniło i mogliśmy się cieszyć sobą w zaciszu naszych czterech kątów. A po kilku miesiącach dopadła mnie nuda i zaczęłam "jeździć" meblami po domu ;) Tego samego dnia spakowałam do piwnicy wyspę, którą zastąpiłam stołem z krzesłami, a w salonie meble znalazły nowe miejsca.



 
Uwielbiałam wracać po pracy do tego mieszkania, było to nasze miejsce, z którym wiązało się wiele wspomnień. Teraz gdy mieszkamy u mojej babci, i choć mamy całą kondygnację domu dla siebie, i choć babcia się nie wtrąca i chyba jest większym wsparciem dla nas niż my dla niej (co bardzo godzi w me serce), to nie czujemy się tam jak w domu, dlatego mamy nadzieję, że to tym bardziej wpłynie na tempo naszych prac przy budowie naszego gniazdka:)

Do następnego!

D.

You Might Also Like

0 komentarze