#TBT - LUCERNA - SERCE SZWAJCARII
11:28
Kochani zaczynam nowy cykl z serii TBT. Co jakiś czas, w czwartek, będę robić skok w przeszłość do naszych wojaży. W tym roku jesteśmy totalnie uziemieni, więc bierze mnie na wspomnienia. Jak wiecie blog jest zbieraniną moich śmieci, więc pora zrobić porządki w zdjęciach z podróży. Przeglądając kolejne fotki łapię się na tym, że wiele szczegółów mi umyka i muszę googlować poszczególne miejsca, aby przypomnieć sobie co to do jasnej cholery było.
Dziś kolejna odskocznia od naszej polskiej szarugi i powrót myślami do pięknej Szwajcarii. W tym poście chciałabym podzielić się z wami naszym kolejnym ekspresowym spacerem po jednym z najstarszych miast Szwajcarii - Lucernie. Miasto niewątpliwie zasługuje na pobyt kilkudniowy by móc poczuć jego klimat i nacieszyć oczy ciekawą architekturą, która łączy klasycyzm z nowoczesnością. My dojechaliśmy do Lucerny popołudniem i zostaliśmy kilka godzin nim zastał nas zmrok. Choć uważam, że właśnie po zachodzie słońca można poczuć piękno i duszę tego miejsca.
Lucerna w protestanckiej Szwajcarii niegdyś była ostoją katolicyzmu, dziś to oaza bogaczy i hazardzistów, przez co dziwi nas ogromny porządek i czystość tego miasta, praworządność mieszkańców i instytucja referendum. Cechą charakterystyczną Lucerny jest woda, a jej największą atrakcją jest najstarszy drewniany most w Europie Kappelbrücke, który był pierwszą atrakcją jaką było nam dane zobaczyć. Most pochodzi z 1333 roku, a wśród jego krokwi możemy podziwiać 112 trójkątnych malowideł, jednak to co skupia największą uwagę to krystalicznie czysta woda w samym centrum miasta. Lokalni przewodnicy tłumaczą utrzymanie czystości bardzo radykalnymi przepisami odnośnie zanieczyszczania wody. Na końcu mostu znajduje się ośmiokątna wieża ciśnień Wasserturm. Niegdyś stanowiąca więzienie, izbę tortur czy skarbiec, dziś służy za wytworne miejsce, gdzie dobrze sytuowani Szwajcarzy urządzają huczne przyjęcia.
Spacerując dalej widzimy gmach poczty oraz zabytkową bramę dworca głównego, pod którą niestety nie pofatygowaliśmy się podejść w obawie przed nastającym zmrokiem.
Przechodząc drugim, nowym, mostem na rzece Reuss możemy podziwiać wspomniany przeze mnie wcześniej most Kappelbrücke oraz wieżę ciśnień. Z drugiej strony roztacza się widok na piękną krystaliczną wodę i majestatyczne góry z ośnieżonymi alpejskimi szczytami.
Idąc dalej wzdłuż rzeki dokarmiamy łabędzie i choć w małym pośpiechu próbujemy delektować się pięknem tego miasta. To właśnie o Lucernie Aleksander Dumas napisał, że to "perła w najpiękniejszej ostrydze świata", jednak czy to prawda będziecie musieli sami się przekonać :)
Kierując się w głąb budynków naszym oczom ukazują się wieże kościoła St. Leodegar. Był to pierwszy kościół, który pojawił się w Lucernie (VIIIw.), sześć wieków później na jego ruinach zbudowano kolejny, jednak w 1633r. w wyniku pożaru został on zniszczony, a uchowały się właśnie te dwie strzeliste wieże gotyckie. Rok po pożarze rospoczęto budowę nowej, późnorenesansowej świątyni. Podobno wnętrze kościoła zapiera dech w piersiach, a organy pochodzące z XVII w. są zaliczane do najlepszych tej klasy. Wielu turystów podróżuje do Lucerny jedynie w celu posłuchania ich brzmienia, no cóż, nam nie było to dane.
Po szybkim rzuceniu okiem na kościół i widok na miasto ruszyliśmy dalej w kierunku Museggmauer - 850-metrowego muru obronnego z 9 basztami. Na mur można się wdrapać i podziwiać rozlegającą się nad wodą panoramę miasta. Tak też zrobiliśmy :)
Spacer kończymy wracając w stronę drewnianego mostu, który po zmroku robi ogromne wrażenie. Przechadzając się dalej starówką mijamy kolejne architektoniczne perełki rozciągające się nad rzeką Reuss i podczas gdy my zastanawiamy się co i w jaki sposób odrestaurować, mieszkańcy Lucerny mają problem który zabytek wyburzyć by miasto zyskało na przestrzeni.
Aż żal było nam odjeżdżać i nie mogliśmy się pogodzić, że poświęciliśmy na te miejsce tak niewiele czasu, ale cóż, Lucernie również było przykro - pożegnała nas płacząc.
Mam nadzieję, że zdjęcia was nie przeraziły, jednak gdy światło zawodzi aparat nie daje już rady (albo fotografowi brak umiejętności, jednak trzymajmy się pierwszej wersji;)), aczkolwiek to jedyna pamiątka (oprócz kolejnego magnesiku do kolekcji) jaka nam z tej wyprawy pozostała, a w sieci nie zginie :)
Do następnego!
D.
0 komentarze