KRABI DAY 1 - RAILEY + PHRANANG BEACH

22:48

Zgodnie z obietnicą dziś dalsza część relacji z podróży do Tajlandii. Po 3 dniach w Bangkoku postanowiliśmy udać się na południe. W związku z tym, że nie mogliśmy sobie pozwolić na podróż koleją (zbyt krótki ten nasz pobyt był na takie atrakcje) polecieliśmy liniami Air Asia. Jak już wspominałam samolot nowiuteńki, komfortowy a co najważniejsze NIE ROZBIŁ SIĘ!
Lot trwał 1,5 godziny a do Krabi przylecieliśmy późno, bo przed 22. Tam czekał na nas transfer zapewniony przez hotel. Najpierw 30 minut samochodem, a później 15 minut długą łódką. Było już ciemno więc nie mogliśmy dostrzec wszystkiego więc nasza ciekawość rosła z minuty na minutę. Pamiętam, że chciałam zobaczyć już wschodzące słońce by móc zaspokoić swoją ciekawość i nacieszyć oczy okolicą. Hotel na Railey Beach ładny, rozłożysty, zadbany. Cała masa zielonych alejek, które prowadzą do chatek, gdzie się przebywa podczas pobytu. Niestety aparatem nie zrobiliśmy konkretnych zdjęć naszego domu, jedynie tyle co gopro uchwyciło:




W domku była łazienka - piękna, wyłożona kamieniami, z wanną i prysznicem, główna sypialnia i garderoba z kącikiem kawowym. Gdy tylko ulokowali nas w pokojach ruszyliśmy na krótki spacer po okolicy. Niestety nie zobaczyliśmy zbyt wiele bo było już ciemno, a nie ruszyliśmy w stronę imprezowej części półwyspu. Jednak ta niewiedza podsycała naszą wyobraźnię i ciekawość, dlatego nie mogliśmy się doczekać ranka.


 
Pobudka. Wybiegam na ganek naszego domku, podziwiam zieleń panującą dookoła, ekspresowo zaczynam się szykować do wyjścia, biegiem do restauracji, a tam... o matko ile dobra! Ilość potraw mnie zaskoczyła jeszcze bardziej niż w Bangkoku. Na śniadanie serwowali nawet makaron, ryż czy mięsa na ciepło. Do tego lokalne potrawy, wędliny, sery, cała masa warzyw, owoców, sałatek, jajek, pancake'ów, drożdżówek, ciast, croissantów i Taj robiący na miejscu omlety z takimi składnikami jakie chcesz. Jak na opcję tylko ze śniadaniem byliśmy zachwyceni. Już nie wspomnę o lokalizacji restauracji - przy samej plaży!



Po śniadaniu postanowiliśmy zostać na naszej plaży żeby wybadać teren i nacieszyć się słońcem (radość skończyła się chwilę później gdy skończyliśmy w pokoju poparzeni słońcem mimo stosowania filtrów 50 i nie wystawianiu się zbytnio na słońce).











Popołudniu wybraliśmy się na inną plażę, a mianowicie PhraNang Beach, która została okrzyknięta (w jednym z wielu rankingów) jako jedna z 10 najpiękniejszych plaż na świecie. Nie powiem, była bardzo ładna, krajobraz zachwycał, jednak naszej plaży Railey niczego nie brakowało w porównaniu do Phra Nang. Aby tam dojść przechodzi się wzdłuż skał, wąską alejką, gdzie można spotkać wiele, niezwykle ciekawych co niesiesz w torbie, małp :)


 
Zwierzaki niezwykłe. Niczego się nie boją, podchodzą do ludzi, zaczepiają, coś niesamowitego! Na starcie mój mąż miał ubaw po pachy, że mniej bałam się tygrysa, jednak początkowo budziły we mnie pewne obawy, wiecie, że mnie któraś dziabnie czy coś ;) 
Przy samym wejściu na plażę amatorzy i profesjonaliści korzystają z niesamowitych skał i wspinają się. 
Ju - tutaj miałabyś coś dla siebie :)


 
Podziwiam takich ludzi. Upał, zero wiatru, a oni próbują przekroczyć własne granice - szacun! Jedni zasuwają na górę z pełnym oprzyrządowaniem, inni używają do tego tylko i wyłącznie swoich rąk i siły własnego ciała.

A oto już plaża Phra Nang:



 
 



Pięknie, prawda? Trafiliśmy tam dzięki autorom bloga obydalej.pl. Niestety nie było tam tak jak opisywali, miało być cicho i pusto, a tam ludzi cała masa! Pewnie czas robi swoje, miejsce zostało odkryte i nie jest już tak kameralne. Nie zmienia to jednak faktu, że magia tego miejsca rekompensowała wszystko. Tego popołudnia dopiero robiliśmy rekonesans i wiedzieliśmy, że wrócimy tam na całodzienne byczenie się i plażowanie :) Spacerując natknęliśmy się nawet na ślub na plaży, jak się później okazało wesele odprawiane było w naszym hotelu, więc mieliśmy na imprezkę podgląd ;) Niby pięknie, niby ładnie, bo w Tajlandii, bo widoki, bo na plaży, jednak zebrało się całe mnóstwo gapiów, goście weselni byli rozkojarzeni, a następnie wszyscy bawili się mieszając z pozostałymi gośćmi hotelowymi. Może nie do końca moja sceneria, ale gdyby ktoś chciałby mi taką rozrywkę zasponsorować to nie będę stawiała oporu ;)



No i ostatnia niespodzianka, która znajduje się na plaży! Pamiętacie jak pisałam w planie podróży o jaskini księżniczki? Znajduje się ona właśnie na tej plaży, zaraz przy jej wejściu, więc trudno nie zauważyć takiej bawialni;)

 
Po dniu pełnym wrażeń i emocji spędziliśmy wieczór spacerując po okolicy i sącząc drinka na plaży, następnie postanowiliśmy odpocząć, gdyż nazajutrz czekała nas wycieczka po Krabi.






Już niebawem kolejna relacja - tym razem z naszej wycieczki po Krabi i wyprawie do Świątyni Tygrysów gdzie myśleliśmy, że padniemy na zawał serca!

Do poczytania :) 


PS: Przypominam - klikając w zdjęcie pojawi się galeria ze zdjęciami w większym formacie!

You Might Also Like

0 komentarze